Przypadkowy i prowizoryczny mały bukiet urągał wszelkim zasadom
tradycyjnego dobrego smaku. Tego ranka przy śniadaniu uderzył mnie żywy
dysonans jego barw. Ale tym razem nie to było najważniejsze. Nie
przyglądałem się teraz niezwykłemu ułożeniu kwiatów. Widziałem to, co
widział Adam w poranek swego stworzenia — cud, chwila po chwili, nagiej
egzystencji.
— Czy to miłe? — zapytał ktoś. W tej części eksperymentu
wszystkie rozmowy były nagrywane na dyktafon, mogłem więc potem
odświeżyć pamięć wypowiedzianych słów.
— Ani miłe, ani nie miłe —
odrzekłem. — Po prostu jest. Istigkeit — czy nie tego słowa lubił używać
Meister Eckhart? „Istotowość”.